Nagrody nagrodami, ale nie mniejsze - o ile nie większe - emocje wzbudzają stroje gwiazd. Chyba właśnie dlatego wymyślono czerwony dywan - dumne aktorki pozują na nim fotoreporterom, dziennikarze opisują co jest trendy, a co passe, a we wszystkich kolorowych magazynach najpóźniej za tydzień pojawi się ranking tych the best i the worst. I choć gwiazdy mają cały rok aby zastanowić się w co się ubrać, do tego sztab stylistów oraz projektantów błagających, by wybrać właśnie ich kreacje, w czasie 85 - letniej historii Oscarów nie udało się uniknąć wpadek. Oto nasz zestaw Złotych Malin w kategorii "ubiór":
15 miejsce - Czy to Morticia Adams? Nie, to Angelina Jolie w swych mrocznych czasach (2000 r.) zanim poznała Brada Pitta i uwielbiała jeszcze tatuaże, krew, prowokację i styl gotycki. I to widać - wygląda jak gremlin, który właśnie sfrunął z katedry Notre Dame. A pamiętajmy, że wtedy nie było jeszcze mody na wampiry! Trendsetterka?
14 miejsce - zakonnica zrzuciła przebranie, czyli Whoopi Goldberg w 1993 roku postanowiła udowodnić, że do twarzy jej także w innych kolorach niż czerń i biel. Z jakim skutkiem? Cóż, ja chyba jednak wolę ją w habicie niż w tym papuzim płaszczu i koszmarnym kombinezonie z 1000 i 1 nocy...
13 miejsce - czy ta kreacja miała być demonstracją poparcia dla praw mniejszości seksualnych, czy aktorkę po prostu fantazja poniosła do magicznej krainy koników Ponny, gdzie wszystko było tęczowe - tego się nigdy nie dowiemy. Jednak Faith Hill w 2002 roku bez wątpienia się wyróżniła - spójrzcie na ludzi za jej plecami...
12 miejsce - wiemy, że Juliette Binoche grała w filmie "Czekolada" - czyżby nabrała pragnienia, aby spłynąć nią od stóp do głów? Efekt jednakże mało apetyczny...
11 miejsce - nie wiadomo co gorsze - czy kreacja, czy fryzura, grunt że za ich sprawą Kate Hudson przeniosła się w 2001 roku w szalone lata osiemdziesiąte, które, jak wiadomo, nie były dekadą szczególnie łaskawą dla mody...
10 miejsce - Susan Sarandon nie jest wielką fanką mody, jednak w 1996 roku postanowiła trochę poszaleć, zestawiając strojną, barokową suknię z tafty z okularami przeciwsłonecznymi i krótką, chłopięcą fryzurką. Maria Antonina idzie na ścięcie...
9 miejsce - czy Demi Moore (1989) wybiera się na bankiet czy na aerobik? Któż to wie, w obu miejscach jakoś się odnajdzie - po zrzuceniu przyciężkiego trenu może śmiało zacząć trening. A że wysiłek fizyczny wyzwala endorfiny, szeroki uśmiech gwarantowany!
8 miejsce - uciekająca panna młoda Geena Davis w 1992 roku wpadła chyba na wściekłego psa, który pozbawił ją przedniej części sukienki. Plus jest taki, że teraz ma gotowy strój, aby na bankiecie dać popis kankana...
7 miejsce - Uma Thurman w 2004 roku poczuła zew natury i postanowiła przebrać się za Heidi, dziewczynkę z gór. Brakuje tylko stada owiec/ kóz i można wyruszać na hale i turnie, tylko w tych butach może być trochę niewygodnie...
6 miejsce - widząc Selmę Blair, czuję współczucie - nie dość, że wyszła w domu w samej halce, to jeszcze po drodze na galę wpadła do niszczarki. Oby znalazł się jakiś dżentelmen, który zakryje czymś tą biedną dziewczynę! (2002 rok)
4 miejsce - aż ciężko uwierzyć, że perfekcyjna Gwyneth Paltrow ma swoje zdjęcia prawdy, a jednak. Suknia, którą wybrała w 2002 roku, delikatnie mówiąc, nie podkreśla jej atutów, choć paradoksalnie, w ogóle ich nie ukrywa. W ogóle.
2 miejsce- kobieta, pancernik czy żywa reklama banku? Lizzy Gardiner w 1995 roku mogłaby pełnić wszystkie 3 role na raz. Suknia ze złotych kart American Express może i pasowała do epoki prosperity - jakby wyszła w czymś takim na ulice w czasach kryzysu mogłoby się to nieprzyjemnie skończyć...
1 miejsce - and the Malina goes to... Bjork!! Nie mogło być inaczej - suknia a'la martwy łabędź + torebka w kształcie strusiego jaja z 2001 roku okazały się bezkonkurencyjne. Zwyciężczyni gratulujemy, potencjalne konkurentki ostrzegamy - aby przebić Bjork, musicie chyba ubrać się w żywego ptaka... Daria
Oscary
to nie tylko piękne stroje, szczupłe umięśnione sylwetki czy w końcu upragnione
statuetki w dłoniach, ale przede wszystkim pikantne (czasami), niewiarygodne i
ciekawe historie – szczególnie zza kulis. Bo czy każdy z nas nie marzył
przynajmniej raz, żeby zobaczyć TO WSZYSTKO NA ŻYWO?! Jestem pewna, że tak.
Hollywood wytworzyło wokół tej ceremonii magiczną aurę, która sprawia, że
prawie wszyscy młodzi aktorzy, producenci, reżyserzy, scenarzyści marzą tylko o
jednym – zdobyciu statuetki, która może być dla nich przepustką do kariery i
ogromnych pieniędzy. . .
www.themoderatevoice.com
Ale
żeby trochę odpocząć od tego stresującego wyczekiwania kto będzie dzisiaj (a
raczej jutro) wygranym, a kto przegranym, przygotowałyśmy kilka ciekawostek!
I
Piękny złoty ciężar
Tak naprawdę nie taki złoty. Oscar to
statuetka, która wykonana jest z brązu pokrytego 24-karatowym złotem. Waży
prawie 4 kg i ma około 35 cm wysokości (można więc wierzyć zdobywcom Oscara,
którzy trzymając statuetki w dłoniach i dziękując Akademii za wyróżnienie co
chwilę powtarzają: jaki on jest ciężki!). Przy jej wykonaniu pracuje 12 osób przez 20 godzin. Koszt
wyprodukowania jednego Oscara to około 500 dolarów.
II
Klątwa Oscarów
www.mozdex.com
Nikt
w to nie wierzył dopóki grupa naukowców z Uniwersytetu z Toronto doszła do
wniosku, że jest to możliwe! Przeprowadzili oni badania na grupie 751 aktorów i
aktorek nominowanych za najlepszą rolę w latach 1993-2010 próbując odkryć
zależność pomiędzy zdobyciem statuetki a ewentualnym rozwodem. Do jakich wniosków doszli? LAUREATKI TEJ
PRESTIŻOWEJ NAGRODY MAJĄ AŻ 63% SZANS NA ROZSTANIE Z MĘŻEM!!!Przykłady? Sandra Bullock, Reese Witherspoon, Kate
Winslet, Halle Berry, Hilary Swank, Julia Roberts…
Widocznie
w Hollywood mężczyźni o wiele ciężej znoszą sukces swojej partnerki. Nic
dziwnego, połowa z nich dba o urodę bardziej niż kobiety.
III Do stołu!
www.marieclaire.com
Po
gali W KOŃCU MOŻNA COŚ ZJEŚĆ. Od 20 lat wszystkie potrawy na bankiet po
ceremonii przygotowuje ten sam szef kuchnii – Wolfgang Puck. Ogromną popularnością wśród gwiazd cieszą się
czekoladowe Oscary (w końcu można odpuścić sobie dietę!!), a także steki
(których największym fanem jest George Clooney). Co najciekawsze w tym roku
gwiazdom będzie serwowany specjalny drink „Ulimat blue sunrise”. Mamy w nim
nasz polski akcent – jednym z jego składników jest wódka z Polski. Co jak co
ale Polska z wódki może być dumna. Reklamował ją nawet Bruce Willis.
www.gettyimages.com
IV
Skradzione Oscary
W
2000 roku niedaleko Los Angeles
skradziono aż 55 statuetek. Kilka miesięcy później Willie Fulgear znalazł 52 z
nich w śmietniku. W nagrodę dostał 50 000 dolarów i zaproszenie na galę
Oscarów w 2001 roku. Aż dziwne że wpadł na pomysł, żeby zajrzeć akurat tam..
V
Nikotyna szkodzi
www.polishartworld.com
W
1983 roku polski twórca Zbigniew Rybczyński po odebraniu Oscara za
krótkometrażowy film „Tango” wyszedł na papierosa. Kiedy jednak po
zaczerpnięciu świeżego powietrza postanowił wrócić do środka, nie został
wpuszczony. Próbował przekonać ochroniarza, że jst laureatem Oscara. Jednak
jego T-shirt oraz białe tenisówki nie za bardzo pomagały uwiarygodnić tę
wersję. Co zrobił Polak? Po próbach negocjacji teoretycznej postanowił spróbować tej praktycznej -
pobił ochroniarza i wylądował w areszcie. Jak później wspominał – potraktowano go
co najmniej tak jakby zabił prezydenta.
Czasami
warto zrezygnować z nałogów.
www.newwavefilms.co.uk
VI Zatrzymany na granicy
Emad
Burnat, twórca nominowanego do Oscara filmu „Pięć rozbitych kamer”, został
zatrzymany na lotnisku w Los Angeles. Urzędnicy imigracyjni nie zgadzali się na
to, by wpuścić go do kraju. Burnat postanowił skontaktować się ze znanym reżyserem
Michaelem Moorem. „W Beverly Hills
organizowaliśmy tradycyjną kolację sponsorowaną przez Akademię Filmową dla
nominowanych w kategorii dokument. Wszyscy już byli, czekaliśmy tylko na
Burnata. Nagle przyszedł SMS: "Jestem na lotnisku, pytają o dowód, że
przyjechałem na rozdanie Oscarów. Jeśli możesz, pomóż szybko, bo zaraz nas
odeślą" – opowiadał Moore.
Reżyser zrobił wszystko, by pomóc
Palestyńczykowi. Szefowie Akademii wysłali na miejsce prawnika, skontaktowano
się nawet z Departamentem Stanu. Moore po tym incydencie mówił, że absurdem było
żądanie przez urzędników oficjalnego dokumentu potwierdzającego nominację dla
Palestyńczyka. Pytał: „Czy urząd emigracyjny nie ma Google?”.
Przemowy Oscarowe - jak
to jest, że ludzie zajmujący się zawodowo występami przed kamerą, i – ponieważ właśnie
dostali Oscara – chyba całkiem nieźli w te klocki, kiedy mają powiedzieć coś od
siebie przez 45 sekund, zupełnie tracą głowę. Tą wiekopomną chwilę można
przeżyć na kilka sposobów – poniżej subiektywny ranking najciekawszych z nich:
1) nadekspresja ruchowa – laureat traci panowanie nad swoim
ciałem, w efekcie czego jego słowa zostają przyćmione przez czyny. I tak na
przykład Roberto Benigni po nagrodę za główną rolę w filmie „Życie jest piękne”
wyruszył na oparciach krzeseł, a 73 – letni Jack Palance w 1992 roku postanowił
zwizualizować powiedzenie „stary ale jary” wykonując na scenie kilkanaście
pompek, w tym część na 1 ręce. Potrzebę kontaktu z drugim człowiekiem ciekawie
zaspokoił Adrien Brody, który odbierając Oscara za występ w „Pianiście” nawiązał
kontakt 2 – go stopnia z ustami Halle Berry, za co rok później spotkał go rewanż,
gdy wręczał statuetkę Charlize Theron za rolę w „Monster”. Kto mieczem wojuje,
od miecza ginie, jednak w tym przypadku cała trójka wydawała się być zadowolona
z przebiegu sytuacji.
2) słowotok – czyli utrata kontroli nad mową. Laureat uważa,
że blask nagrody oświecił go na tyle, iż wszystko co powie jest wartościowe,
chce więc wykorzystać do maksimum ten moment epifanii. Tą tradycję zapoczątkowała
w 1942 roku niejaka Greer Garson, przemawiając przez rekordowe 6 minut. Jej
godną następczynią okazała się Julia Roberts, która odbierając statuetkę za „Erin
Brokovich” tłumaczyła że być może ta chwila się nie powtórzy i nakazała dyrygentowi
wstrzymać orkiestrę, nazywając go czule „pałeczkowym”. Także Cuba Gooding Jr. postanowił
wyrazić, co (a raczej kto) leży mu na sercu, krzycząc „Kocham cię, Tomie Cruise! Kocham Cię, stary! Kocham Cię, bracie!”,
a następnie wylał ten potok miłości na wszystkich obecnych na sali oraz cały
świat, przekrzykując muzykę i wywołując ogromny aplauz.
3) polityczne przesłanie – laureaci są świadomi, że
nieprędko będą mieli okazję powiedzieć coś miliardowi ludzi, postanawiają więc
załatwić SPRAWĘ pisaną wielkimi literami, a więc zrobić coś dla świata i wywrzeć
wpływ na jego losy. Dokumentalista Michael Moore w 2003 roku, 4 dni po inwazji
na Irak, zwrócił się bezpośrednio do prezydenta: „Żyjemy w czasach fikcji. Żyjemy w czasach, w których jakiś człowiek
wysyła nas na wojnę z fikcyjnych powodów. Jesteśmy przeciw wojnie, panie Bush.
Powinien się pan wstydzić!" Jego pacyfistyczna postawa nie została
jednak doceniona przez widownię – został ostro wybuczanyi stał się, jak sam wspomina, „najbardziej
znienawidzonym człowiekiem w Ameryce”. Trzeba umieć być skandalistą: wie o tym
Sean Penn, który aż dwukrotnie przemycił w przemówieniach polityczne wątki: „Oczywiste jest to, że nie ma czegoś takiego
jak najlepszy aktor, podobnie jak nie było broni masowego rażenia w Iraku”,
powiedział odbierając statuetkę za „Rzekę tajemnic”. Gdy został nagrodzony za
rolę gejowskiego działacza Harvey’a
Milka, stwierdził: „Ci, którzy głosowali
przeciwko równouprawnieniu par gejowskich, powinni się teraz zastanowić, jaki
wstyd przynoszą sobie, swoim dzieciom i wnukom”.
4) foch – „Oscar to
tylko głupia statuetka, której nie mam gdzie postawić, a wieczorami mam lepsze
rzeczy do roboty niż łazić na największą galę w Hollywood” – zdają się myśleć
niektórzy laureaci. I tak na przykład Katherine Hepburn, 4 – krotna laureatka Oscara
nigdy nie uznała za stosowne odebrać go osobiście. Alfred Hitchcock był obrażony, że dostał tylko nagrodę
pocieszenia (a więc za całokształt
twórczości) w 1968, więc skrócił swoja przemowę do 1 słowa: „Dziękuję”. Przynajmniej nikt się nie
wynudził. A Marlon Brando w ogóle odmówił przyjęcia nagrody za „Ojca
chrzestnego”, wysyłając w swym zastępstwie Sachem Littlefeather z Ruchu Indian Amerykańskich
(która okazała się być aktorką Marią Cruz) z chwytającą za serce przemową
przeciwko dyskryminacji Indian oraz ich wizerunkowi w westernach.
5) dowcipy – łatwo
mrużyć na scenie oczy w blasku fleszy, jednak potraktować samego siebie z
przymrużeniem oka, gdy czujesz się królem świata, nie jest już tak prosto. Ale
niektórzy zdobyli się na odrobinę dystansu: Jack Nicholson nagrodzony za rolę w
„Locie nad kukułczym gniazdem” w 1976r. stwierdził: „To, że dostałem Oscara świadczy, że
wśród członków Akademii jest taki sam odsetek świrów jak w każdym innym
środowisku“. Woody Allen w 2002 roku żartował z nasilonej ochrony: „To że tu
stoję, w zupełności wynagradza mi rewizję osobistą, jaką przeszedłem wchodząc
na tę salę”. Warren Beaty kpił sobie w 1992 r. z ceremonii: „Chcemy podziękować
wszystkim widzom za to, że patrzą, jak my tu sobie pięknie gratulujemy“, a
żelazna dama Oscarów, najczęściej nominowana w historii Meryl Streep,
odbierając rok temu statuetkę ironizowała: „Wiem, że połowa Ameryki myśli sobie
teraz: Boże, tylko nie ona! Znowu! Ale co tam...”
I chociaż wszyscy kandydaci otrzymują co roku filmik
instruktażowy, na którym Tom Hanks tłumaczy jak godnie i zwięźle odebrać Oscara
w przepisowym czasie 45 sekund, to jednak do historii przechodzą te
przemówienia, które łamią wszelkie zasady. Mam więc nadzieję, że również w tym
roku wśród potoku łez i podziękowań dla każdej osoby, którą minęło się w życiu na
ulicy, pojawią się jakieś ciekawe perełki.
I po tym zdaniu zaczynają się schody... Prowadzenie wieczoru
oscarowego może być wielką przyjemnością (dla gospodarza i widowni), lecz może
również okazać się wielką męczarnią. Wydawałoby się, że jego/jej rola wcale nie
jest taka duża: czy naprawdę trzeba wielkiego talentu, żeby odczytać parę napisanych
przez kogoś żartów z promptera oraz zapowiadać kolejne kategorie i nazwiska gwiazd wręczających
nagrody? Odpowiedź brzmi: TAK. Gospodarz wieczoru oscarowego tak naprawdę odstawia
na scenie stand –up comedy, z tą małą różnicą, że jego widowni nie stanowi
kilkunastu znajomych w zadymionym barze, ale miliard ludzi na całym świecie. Zgodzicie
się chyba, że to może lekko zestresować i negatywnie wpłynąć na jakość
występu? A widownia – nawet oddzielona szybą telewizora - wyczuwa każdy fałsz,
nieszczery śmiech, dowcip wygłoszony bez przekonania (a już nie daj Boże
nieśmieszny!), brak luzu i spontaniczności.
Niekwestionowanym „hostem hostów” jest Billy Crystal –
zarówno pod względem ilości (9 razy!), jak i jakości. Billy po prostu płynie, a
my z nim – obejrzyjcie sobie na youtubie jakikolwiek ”opening speech” który
wygłosił a zobaczycie, o czym mówię. Crystal to mały, niepozorny facecik o urodzie
sprzedawcy hot – dogów, który sprawia że cały Kodak Theatre (czy raczej Dolby
Theatre) ryczy ze śmiechu i wstaje z zachwytu. Jego metoda na sukces jest moim
zdaniem prosta – nie przekombinowywać. Na scenie czuje się NAPRAWDĘ swobodnie,
niczego nie udaje, nie gapi się w prompter jak w ołtarz – mamy wrażenie, że w
ogóle nie ma tam żadnego promptera, a Billy wykonuje freestyle i wymyśla wszystko
na poczekaniu. Nie boi się też jechać po bandzie, jednak umiejętnie na niej balansuje, nie przekraczając granicy dobrego smaku. Co
nie zmienia faktu, że jest wredny i czasem niepoprawny politycznie.
Kiedy go oglądam najbardziej zdumiewa mnie jednak fakt, że jeden facet bez
żadnych rekwizytów, dekoracji, tancerzy, chórków i w ogóle czegokolwiek, po
prostu stojąc i gadając (lub śpiewając) jest w stanie przykuć uwagę całego
Hollywood.
Przełomową datą w historii Oscarów jest rok 1994 – wtedy to
pierwszy raz imprezę poprowadziła... kobieta! A była nią Whoopi
Goldberg, która z zadania wywiązała się znakomicie, więc zostało jej powierzone jeszcze 3 razy. Whoopi zasłynęła ogromną autoironią oraz niebanalnymi
kostiumami – w 1999 wyszła na scenę przebrana za królową Elżbietę I. Po niej
kobiety prowadziły Oscary tylko dwukrotnie: w 2007 roku Ellen DeGeneres (znana
w USA gospodyni talk – show), która moim zdaniem wypadła bardzo dobrze, i Anne Hathaway,
która w duecie z Jamesem Franco w 2011 roku sprawiła, że przez całą imprezę się stresowałam. Po każdym ich żarcie czekałam w napięciu na śmiech widowni - uszczęśliwiłby mnie nawet pojedynczy
chichot gdzieś z końca sali. Jednak bardzo często nie nadchodził, a mnie
dopadało przykre uczucie zażenowania, podobne do tego, które odczuwamy
słuchając dowcipów Karola Strasburgera w „Familiadzie” (może powinniśmy go
zgłosić jako polskiego kandydata do prowadzenia Oscarów?)
Moje wnioski są chyba niepoprawne politycznie, ale podobnie
jak Billy Crystal nie będę się tym przejmować. Tak więc – dobry prowadzący to
dziwny prowadzący. Jeśli facet – aktor komediowy i charakterystyczny, żadnych
amantów znanych z superprodukcji. Czy Brad Pitt lub Johnny Depp mogliby rozbawić
Was do łez? Nie, ponieważ nie postrzegacie ich jako osób zabawnych i nie tego od
nich oczekujecie. Jedni mają być piękni, pociągać i wzruszać, a przy innych
możemy się rozluźnić i pośmiać, jak przy Crystalu, Stevie Martinie lub Alecu
Baldwinie . Z kobietami podobnie: najlepsze były niezbyt urodziwa Murzynka w
średnim wieku oraz zdeklarowana lesbijka, natomiast piękna, młoda i niewątpliwie
utalentowana aktorsko Hathaway wypadła niezbyt dobrze. Hugh Jackman, niegdysiejszy
zdobywca tytułu najseksowniejszego faceta na ziemi, a w 2009 roku oscarowy host, radził sobie w scenach śpiewu i tańca, ale dowcipem nie porwał. Licencję na
żartowanie dzierżą freaki, komicy i osoby w różny sposób odmienne, nie
odpowiadające hollywoodzkim kanonom. Zobaczymy, jak poradzi sobie w tym
roku debiutujący w roli gospodarza Seth
MacFarlane, scenarzysta i twórca seriali animowanych, np. „Johnnego Bravo”, „Krowy
i kurczaka” czy „Laboratorium Dextera” oraz pełnometrażowego „Teda”. Ale sądząc
po poczuciu humoru bijącym z jego dzieł nie mamy się chyba o co martwić. Czy zostanie nowym Billym Crystalem, przekonamy się już w nocy z niedzieli na poniedziałek!!