„Śpiewa skowronek nad nami/ drzewa strzeliły pąkami/ wszystko kwitnie w
koło, i ja, i Ty”, śpiewali w poprzednim wieku radośni Skaldowie. Pewnie
nie przypuszczali, że za 40 lat owo „wiosenne
rozkwitnięcie” będzie już nie tyle spontanicznym przejawem napływu energii,
co raczej koniecznością dostosowania się do wszechogarniających wymogów
kształtowanych przez media, popkulturę, opinię publiczną, czy jakkolwiek to
zwą.
„Wiosna –
czas na zmiany w szafie”, „Wiosenna dieta nowalijkowa – wesołe odchudzanie”,
„Nowa ty – czyli wiosenne odchudzanie
czas zacząć”, „Start do wiosennego gubienia kilogramów” – atakują nas
nagłówki w gazetach i reklamy „suplementów diety” w internecie. W czasopismach
dla kobiet już za chwilę pojawią się zestawienia „najgorętszych trendów sezonu”,
a my przeglądając zdjęcia modelek w sukienkach w rozmiarze 32 oddamy się
depresyjnym rozważaniom w stylu „w tej w
koronkę widać mi oponkę, a w tej w paseczki wystają mi wałeczki”, jak w pewnej
histerycznej reklamie radiowej. Co więc zrobić, aby uchronić się przed wizją
oponki i wałeczków i móc w pełni rozkoszować się wiosną w zwiewnej kwiecistej sukience niczym koścista Vanessa Paradis w najnowszej reklamie
H&M?
Po pierwsze: detoks. W artykułach zachwalających wyższość niejedzenia nad
jedzeniem padają nawet odwołania do pradawnej mądrości chrześcijańskiej,
zgodnie z którą wprowadzono 40 dniowy post, mający oczyścić nasze dusze i ciała
przed Wielkanocą. Przytłoczeni siłą wielowiekowej tradycji wyrzucamy więc
posłusznie ulotki do pizzerii na telefon i bony do McDonalds’a, i podczas kolejnej
wizyty w supermarkecie kierujemy nasz wózek w zakazane rewiry warzyw i owoców. W
domu przeczesujemy internet w poszukiwaniu przepisów na to, co z tym zrobić,
radzimy się przyjaciół, zakładamy grupy wsparcia. Sprowadzamy „najnowszy hit prosto z USA” - tabletki
z wyciągiem z amerykańskich jagód, dzięki którym na 100% schudniemy 20 kg w
miesiąc – w razie niepowodzenia producent zobowiązał się osobiście dokonać
liposukcji na opornych klientach.
Po drugie: forma. Pamiętajmy, zostało już tylko 100 dni do bikini, a samo
schudnięcie nie zagwarantuje nam, że będziemy prezentować się w nim jak
ratowniczki ze „Słonecznego patrolu”. Na szczęście jest Ewa Chodakowska, której
metoda treningowa działająca jak „bezinwazyjny
skalpel” obiecuje „zrewolucjonizować
całe nasze życie” opierając się na „ciągłym
napinaniu mięśni brzucha”. Proste, prawda? Bo, jak głosi motto jej strony
internetowej, „piękne ciało to stan umysłu”. Jeśli rozejrzymy się dookoła łatwo
dojść jednak do wniosku, że piękne umysły rzadko idą w parze z pięknymi
ciałami. Może za mało napinają mięśnie brzucha? Jeśli nie przekonały nas metody
I trenerki RP, możemy spróbować ćwiczyć na własną odpowiedzialność – bardzo modne
jest ostatnio przygotowywanie się do wzięcia udziału w
maratonie/półmaratonie/jakiejkolwiek części maratonu, przez co w parkach,
lasach i wszelkich terenach zielonych liczni biegacze odcięci od świata słuchawkami
iPhone’ów nagminnie na siebie wpadają. Jeśli więc nie lubimy tłumów, zawsze
można dojeżdżać do pracy/ na uczelnię rowerem, jednak biorąc pod uwagę stan sieci
ścieżek rowerowych (zwłaszcza w centrach miast) warto wcześniej sprawdzić, czy mamy
ubezpieczenie od następstw nieszczęśliwych wypadków. Najbezpieczniej będzie więc
w fitness klubie, gdzie troskliwy ale i wymagający, cierpliwy ale i stanowczy trener
Paweł opracuje specjalnie dla nas indywidualny program treningowy (czyli objaśni
podczas pierwszej wizyty tajniki obsługi bieżni i rowerka i zaleci, aby spędzać
na nich około 10 minut – bardziej zaawansowane porady dodatkowo płatne).
Najbardziej motywują jednak zajęcia aerobiku podczas których pani Ewa, dla
której „fitness jest sposobem na życie” pokrzykuje co jakiś czas na opornych „kto nie zrobi 100 brzuszków, za karę wykonuje
10 pompek! Jeszcze tylko 10 sekund....żartowałam, wytrzymujemy jeszcze 5 minut”.
Po trzecie: ciuchy. Nareszcie!! Ostatni etap naszej metamorfozy, kropka nad i,
przyjemność, nagroda, zwieńczenie trudów. Przecież po to tak naprawdę zaczynałyśmy
całą tą szopkę z odchudzaniem, żeby po wyczerpaniu limitu na karcie kredytowej przejść się tryumfalnie w „zwiewnej i seksownej sukience” niczym Julia
Roberts w „Pretty Woman”. Ale ale... czemu ciągle nie mieścimy się w rozmiar
36?! Cały miesiąc spędzony na zmianę w kuchni (od krojenia warzyw mamy już
odciski na palcach) i na siłowni ( od biegania mamy juz odciski, a od sauny
grzybicę na stopach) nie przyniósł efektów?? No tak... każdy dietetyk powie nam, że właściwa
dieta i sport powinny stać się stylem życia, a nie środkiem do szybkiego
osiągnięcia celu! Efekty przyjdą z czasem, a im później i wolniej, tym tak
naprawdę lepiej!
Cóż więc w obliczu zmian na całe
życie znaczy jeden mały cheeseburger (no bo promocja była, 3,50 zł kosztował,
za to miałabym raptem 2 pomidory...), snickers ( zabrakło mi glukozy we krwi,
przecież nie mogłam się narażać!) czy obiad w Sphinxie ( koleżanki mnie wyciągnęły,
miałam odmówić albo o wodzie siedzieć?) Nie mówiąc juz o świątecznych mazurkach
z kajmakiem, sałatce z majonezem czy tłustej szynce z ćwikłą. No bo przecież,
zgodnie z tradycją, po ciężkim poście należy
się nieco wzmocnić...
Daria
Uwielbiam Wasze poczucie humoru, dziewczyny :P No cóż, wiadomo, wiosna - wielkie parcie na odchudzanie... tłumy w siłowniach, w parkach... liczenie każdej kalorii na talerzu... ale... czy warto się tak katować? ;) Najważniejsze, żeby czuć się dobrze z samą sobą.
OdpowiedzUsuńOwszem, można dbać o siebie, ćwiczyć - dla lepszego samopoczucia i dla zdrowia, stosować dietę - ale mam kolezanki, które nie tkną nawet kawałka ciasta raz w miesiącu albo batonika, a w knajpach zamawiają tak skomplikowanie jak Sally w filmie "Kiedy Harry poznał Sally" - pierś z kurczaka smażona bez panierki i bez oleju, z warzywami na parze i sałatka z samej zielenin - ale broń boże bez sosu, bo to 10 kalorii więcej ;] nie dajmy się zwariować! :)dbajmy o wagę i o figurę, ale z głową, nie przysparzajmy sobie kolejnych powodów do stresów i frustracji z powodu zrzucenia zbyt małe ilości kilogramów ;)
A w sklepach jest aktualnie tak duży wybór ciuchów, ze pani nawet w rozmiarze XL znajdzie coś dla siebie, co zatuszuje niedokonałości w figurze :)
Pozdrawiam!
Dzięki Olenita :) Otóż to, nie dajmy się zwariować! Bo prawda jest taka, że na naszym ślepym pędzie za wszystkimi nowinkami dietetycznymi największe zyski odniosą... ich producenci ;)
OdpowiedzUsuńPodpisuję się w 100 procentach pod zdaniem "Najważniejsze, żeby czuć się dobrze z samą sobą". Wyraziłaś tym esencję całego artykułu :)