poniedziałek, 25 marca 2013

Wiosenne odchudzanie




Źródło: ryjbuk.pl



„Śpiewa skowronek nad nami/ drzewa strzeliły pąkami/ wszystko kwitnie w koło, i ja, i Ty”, śpiewali w poprzednim wieku radośni Skaldowie. Pewnie nie przypuszczali, że za 40 lat owo „wiosenne rozkwitnięcie” będzie już nie tyle spontanicznym przejawem napływu energii, co raczej koniecznością dostosowania się do wszechogarniających wymogów kształtowanych przez media, popkulturę, opinię publiczną, czy jakkolwiek to zwą.

Źródło: lolx.pl 
 „Wiosna – czas na zmiany w szafie”,  „Wiosenna dieta nowalijkowa – wesołe odchudzanie”, „Nowa ty – czyli wiosenne odchudzanie czas zacząć”, „Start do wiosennego gubienia kilogramów” – atakują nas nagłówki w gazetach i reklamy „suplementów diety” w internecie. W czasopismach dla kobiet już za chwilę pojawią się zestawienia „najgorętszych trendów sezonu”, a my przeglądając zdjęcia modelek w sukienkach w rozmiarze 32 oddamy się depresyjnym rozważaniom w stylu „w tej w koronkę widać mi oponkę, a w tej w paseczki wystają mi wałeczki”, jak w pewnej histerycznej reklamie radiowej. Co więc zrobić, aby uchronić się przed wizją oponki i wałeczków i móc w pełni rozkoszować się wiosną w  zwiewnej kwiecistej sukience niczym  koścista Vanessa Paradis w najnowszej reklamie H&M?


Źródło: nuder.pl
 Po pierwsze: detoks. W artykułach zachwalających wyższość niejedzenia nad jedzeniem padają nawet odwołania do pradawnej mądrości chrześcijańskiej, zgodnie z którą wprowadzono 40 dniowy post, mający oczyścić nasze dusze i ciała przed Wielkanocą. Przytłoczeni siłą wielowiekowej tradycji wyrzucamy więc posłusznie ulotki do pizzerii na telefon i bony do McDonalds’a, i podczas kolejnej wizyty w supermarkecie kierujemy nasz wózek w zakazane rewiry warzyw i owoców. W domu przeczesujemy internet w poszukiwaniu przepisów na to, co z tym zrobić, radzimy się przyjaciół, zakładamy grupy wsparcia. Sprowadzamy „najnowszy hit prosto z USA” - tabletki z wyciągiem z amerykańskich jagód, dzięki którym na 100% schudniemy 20 kg w miesiąc – w razie niepowodzenia producent zobowiązał się osobiście dokonać liposukcji na opornych klientach. 


Źródło: studio.wp.pl
Po drugie: forma. Pamiętajmy, zostało już tylko 100 dni do bikini, a samo schudnięcie nie zagwarantuje nam, że będziemy prezentować się w nim jak ratowniczki ze „Słonecznego patrolu”. Na szczęście jest Ewa Chodakowska, której metoda treningowa działająca jak „bezinwazyjny skalpel” obiecuje „zrewolucjonizować całe nasze życie” opierając się na „ciągłym napinaniu mięśni brzucha”. Proste, prawda? Bo, jak głosi motto jej strony internetowej,  „piękne ciało to stan umysłu”. Jeśli rozejrzymy się dookoła łatwo dojść jednak do wniosku, że piękne umysły rzadko idą w parze z pięknymi ciałami. Może za mało napinają mięśnie brzucha? Jeśli nie przekonały nas metody I trenerki RP, możemy spróbować ćwiczyć na własną odpowiedzialność – bardzo modne jest ostatnio przygotowywanie się do wzięcia udziału w maratonie/półmaratonie/jakiejkolwiek części maratonu, przez co w parkach, lasach i wszelkich terenach zielonych liczni biegacze odcięci od świata słuchawkami iPhone’ów nagminnie na siebie wpadają. Jeśli więc nie lubimy tłumów, zawsze można dojeżdżać do pracy/ na uczelnię rowerem, jednak biorąc pod uwagę stan sieci ścieżek rowerowych (zwłaszcza w centrach miast) warto wcześniej sprawdzić, czy mamy ubezpieczenie od następstw nieszczęśliwych wypadków. Najbezpieczniej będzie więc w fitness klubie, gdzie troskliwy ale i wymagający, cierpliwy ale i stanowczy trener Paweł opracuje specjalnie dla nas indywidualny program treningowy (czyli objaśni podczas pierwszej wizyty tajniki obsługi bieżni i rowerka i zaleci, aby spędzać na nich około 10 minut – bardziej zaawansowane porady dodatkowo płatne). Najbardziej motywują jednak zajęcia aerobiku podczas których pani Ewa, dla której „fitness jest sposobem na życie” pokrzykuje co jakiś czas na opornych „kto nie zrobi 100 brzuszków, za karę wykonuje 10 pompek! Jeszcze tylko 10 sekund....żartowałam, wytrzymujemy jeszcze 5 minut”.

Źródło: www.teds.pl


Po trzecie: ciuchy. Nareszcie!! Ostatni etap naszej metamorfozy, kropka nad i, przyjemność, nagroda, zwieńczenie trudów. Przecież po to tak naprawdę zaczynałyśmy całą tą szopkę z odchudzaniem, żeby po wyczerpaniu limitu na  karcie kredytowej przejść się tryumfalnie  w „zwiewnej i seksownej sukience” niczym Julia Roberts w „Pretty Woman”. Ale ale... czemu ciągle nie mieścimy się w rozmiar 36?! Cały miesiąc spędzony na zmianę w kuchni (od krojenia warzyw mamy już odciski na palcach) i na siłowni ( od biegania mamy juz odciski, a od sauny grzybicę na stopach) nie przyniósł efektów?? No tak... każdy dietetyk powie nam, że właściwa dieta i sport powinny stać się stylem życia, a nie środkiem do szybkiego osiągnięcia celu! Efekty przyjdą z czasem, a im później i wolniej, tym tak naprawdę lepiej! 


Źródło: chmurak.pl 
Cóż więc w obliczu zmian na całe życie znaczy jeden mały cheeseburger (no bo promocja była, 3,50 zł kosztował, za to miałabym raptem 2 pomidory...), snickers ( zabrakło mi glukozy we krwi, przecież nie mogłam się narażać!) czy obiad w Sphinxie ( koleżanki mnie wyciągnęły, miałam odmówić albo o wodzie siedzieć?) Nie mówiąc juz o świątecznych mazurkach z kajmakiem, sałatce z majonezem czy tłustej szynce z ćwikłą. No bo przecież, zgodnie z tradycją,  po ciężkim poście należy się nieco wzmocnić...  
Daria
Źródło: celebixy.pl  

Źródło: kwejk.pl

2 komentarze:

  1. Uwielbiam Wasze poczucie humoru, dziewczyny :P No cóż, wiadomo, wiosna - wielkie parcie na odchudzanie... tłumy w siłowniach, w parkach... liczenie każdej kalorii na talerzu... ale... czy warto się tak katować? ;) Najważniejsze, żeby czuć się dobrze z samą sobą.
    Owszem, można dbać o siebie, ćwiczyć - dla lepszego samopoczucia i dla zdrowia, stosować dietę - ale mam kolezanki, które nie tkną nawet kawałka ciasta raz w miesiącu albo batonika, a w knajpach zamawiają tak skomplikowanie jak Sally w filmie "Kiedy Harry poznał Sally" - pierś z kurczaka smażona bez panierki i bez oleju, z warzywami na parze i sałatka z samej zielenin - ale broń boże bez sosu, bo to 10 kalorii więcej ;] nie dajmy się zwariować! :)dbajmy o wagę i o figurę, ale z głową, nie przysparzajmy sobie kolejnych powodów do stresów i frustracji z powodu zrzucenia zbyt małe ilości kilogramów ;)
    A w sklepach jest aktualnie tak duży wybór ciuchów, ze pani nawet w rozmiarze XL znajdzie coś dla siebie, co zatuszuje niedokonałości w figurze :)

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  2. Dzięki Olenita :) Otóż to, nie dajmy się zwariować! Bo prawda jest taka, że na naszym ślepym pędzie za wszystkimi nowinkami dietetycznymi największe zyski odniosą... ich producenci ;)
    Podpisuję się w 100 procentach pod zdaniem "Najważniejsze, żeby czuć się dobrze z samą sobą". Wyraziłaś tym esencję całego artykułu :)

    OdpowiedzUsuń