Dziękujemy wszystkim, którzy oddali głos na naszego bloga! Niestety nie udało nam się zakwalifikować do pierwszej 10, ale nie ma czym się przejmować! (w końcu dopiero zaczynamy :) Na 551 blogów w naszej kategorii, zajęłyśmy 63 miejsce - więc nie jest źle! ;]
Pozdrawiamy!!!
Justyna, Daria i Karolina ;)
czwartek, 31 stycznia 2013
piątek, 25 stycznia 2013
Seriale na sesję
![]() |
Źródło: demotywatory.pl |
Sesja nadeszła, trzeba wiec znaleźć sobie coś do roboty. Gdy
już wyczyścimy fugi między kafelkami, upieczemy 40 muffinów i zrobimy pranie
ręczne, pozostaje nam jedno wyjście: obejrzeć jakiś serial.
Zdawałoby się, że w porównaniu z ogromem pracy fizycznej,
która już za nami i pracy umysłowej, która dopiero nas czeka, akurat to nie
będzie problemem. Ale to tylko pozory: wybór odpowiedniego serialu wcale nie
jest taki prosty. Z góry odrzucamy wszystkie polskie produkcje – o powodach tej
decyzji można by napisać oddzielny post (co z pewnością kiedyś nastąpi:). Tak
naprawdę bierzemy pod uwagę tylko seriale amerykańskie, gdyż:
1) są najlepiej, najbardziej profesjonalnie zrobione: scenografia,
muzyka, zdjęcia dopracowane w każdym calu
2) nie czujemy zażenowania, kiedy je oglądamy (a uczucie to
nieodmiennie towarzyszy mi przy „delektowaniu się” polskimi serialami)
3) są autentycznie: śmieszne/wzruszające/straszne/wciągające
– zależy od efektu, jaki mają wywołać
4) aktorzy, którzy w nich grają, nie traktują swojej roli
jak ciężkich robót publicznych za marne, ale potrzebne pieniądze – dają z
siebie wszystko, bo wiedzą, że seriale nie są już tylko młodszym i brzydszym
rodzeństwem filmów; teraz seriale i filmy są jak siostry bliźniaczki które cały
czas kłócą się, która jest ładniejsza i
którą rodzice (widzowie) kochają
bardziej.
![]() |
Źródło: demotywatory.pl |
Tak więc znamy kraj produkcji. I co dalej? Wchodzimy na jedną
ze stron które wszyscy znamy (ale nie będziemy rzucać nazwami) i widzimy gigantyczną
listę tytułów, z których większość nic nam nie mówi. Szał na seriale medyczne
powoli mija („Dr House” się skończył, „Chirurdzy” jeszcze operują, ale też czas
już chyba „zamknąć pacjenta”), wampiry z „Czystej krwi” i „Pamiętników wampirów”
wyssały już swoje ofiary do ostatniej kropelki, a na wysmakowane seriale
kostiumowe w rodzaju „Rodziny Borgiów”, „Dynastii Tudorów” czy już bardziej współczesnego
„Zakazanego Imperium” potrzeba wolnego co najmniej tygodnia, gdyż tak wciągają,
że naprawdę nie skończy się tylko na 1 odcinku.
![]() |
"2 broke girls". Źródło: http://twoje-seriale.pl |
Najlepsze na sesję są produkcje lekkie, zabawne i krótkie. Te
kryteria spełniają 2 świetne seriale: „2 broke girls” oraz po prostu „Girls”.
Właściwie można je nazwać anty - serialami, gdyż dissują (może dlatego tak mi
się spodobały? :) wszystko i wszystkich. Bohaterowie nie są piękni, szczególnie
ciekawi (obydwa opowiadają o losach przeciętniaków, by nie powiedzieć:
nieudaczników) ani nawet dobrze ubrani. Nie chodzą do fajnych miejsc ani nie jedzą
fajnych rzeczy. Nie mają też fajnej pracy; albo jest beznadziejna i jej
nienawidzą, albo są bezrobotni. Pojawia się także temat tabu, totalnie
nieobecny w klasycznych serialach, w których bohaterowie po prostu żyli
ciekawe, a za co, to już pozostawało ich tajemnicą: PIENIĄDZE. To wokół nich, a
nie wokół facetów – jak w każdym serialu
dla kobiet – koncentrują się myśli i działania dwóch spłukanych dziewczyn.
![]() |
"Girls". Źródło: http://itonlytakesagirl.blogspot.com |
Obie
produkcje stanowią sarkastyczną i trochę gorzką odpowiedź na „Seks w wielkim
mieście”: „miasto może i wielkie ale i tak tego nie widzę, bo praktycznie nie
ruszam się z Wiliamsburga, seks to tylko kolejne źródło problemów (choroby
weneryczne!!), a nie radości, a jedyny Big, jaki może mnie spotkać to big debt
albo big bill”, zdają się myśleć bohaterki. W „Girls” pojawiają się zresztą
bezpośrednie nawiązania do „Seksu..”, choćby w karykaturalnej postaci Shoshany,
która jest jego maniaczką i marzy, by żyć jak Carrie, ale raczej jej to nie
grozi.
![]() |
Źródło: demotywatory.pl |
Daria
Głosujcie na DISS w konkursie Blog Roku 2012!!!
![]() |
Źródło: demotywatory.pl |
3...2...1... GŁOSUJEMY!!!! Kochani, w dniach 24 - 31 stycznia odbywa się głosowanie na Bloga Roku. Jak już pewnie wiecie, DISS BIERZE UDZIAŁ W KONKURSIE :) Dlatego mamy do Was OGROMNĄ PROŚBĘ: wysyłajcie smsy o treści C00363 Na numer 7122. Koszt smsa: 1,23 zł (z VAT). Za tą cenę możecie kupić naszą dozgonną wdzięczność!!:) Nie zapomnijcie też powiedzieć o naszej akcji siostrze, bratu, mamie, tacie, chłopakowi, dziewczynie, koleżance, koledze, ciotce, wujkowi, kuzynce i w ogóle każdemu, kto pojawi się na waszej drodze. W naszej kategorii - LIFESTYLE - zgłoszonych zostało ponad 500 blogów, z których - na podstawie Waszych głosów - do finału przejdzie tylko 10. POMÓŻCIE!!
P.S.Ważny fragment regulaminu:
"Głosujący mogą wysłać nieograniczoną liczbę wiadomości SMS, przy zastosowaniu zasady, że z jednego numeru telefonu można oddać po jednym głosie na dany blog. Po oddaniu głosu na dany blog z danego numeru telefonu, możliwe jest oddanie z wykorzystaniem tego numeru telefonu, głosu na inne blogi."
Daria, Justyna & Karolina
środa, 23 stycznia 2013
Nadeszła...
![]() |
http://demotywatory.pl/ |
Wiadomo, końcówka pierwszego semestru.. Macie jakieś skojarzenia z czymś nieprzyjemnym, co jednak stanowi nieodłączny element studenckiego życia? Bo niby jest miło, uczymy się bądź nie, część regularnie (jakieś 0,001%), pozostała część nieco mniej systematycznie, ale nikogo z nas nie ominie… Czujesz się nieswojo? Stres? Drżenie rąk? Tak, nadeszła SESJA.
To już? Czas pędzi nieubłaganie jak w piosence zespołu Łzy i
cóż, zaczynamy..
![]() |
http://www.1humor.pl/ |
Drugi plan: kurcze.. mało czasu, myślałem/-ałam, że ogarnę 6
egzaminów w jeden tydzień... :( Nie wyszło (błagalne wołanie: CZEMU???? DLACZEGO
JA???). Z takim doświadczeniem spokojnie możemy wystartować do castingu do
jednego z polsatowskich reality show. Doświadczenie w trudnych sprawach już
jest!
Trzeci plan: szukamy rozwiązania! Nie zadajemy pytania CO,
tylko JAK? Jak sprawić, żeby przez to wszystko przejść w miarę bezboleśnie i
cieszyć się nadchodzącymi feriami? W odpowiedzi na to pytanie poszperałam
trochę w internecie i w różnych życiowych doświadczeniach, i znalazłam parę
podpowiedzi:
na chybił-trafił – skreślamy odpowiedzi
w dowolnej kolejności (dopuszczalne zakreślenie wszystkich odpowiedzi)
na rząd – czyli zakreślamy jeden typ
odpowiedzi (same A, B C lub D, czy inne litery, bo wiadomo, że tylko w wersji
optymistycznej odpowiedzi jest mniej niż 4 :P), licząc na to, że na pewno jakiś
procent będzie prawidłowy
na siedzącego obok – zakreślamy to, co
osoba obok, wierząc, że wie więcej od nas
na lizusa – kiedy podchodzimy
wykładowcę w tak umiejętny sposób, że ten mimo wszystko podaje nam odpowiedzi
na Pandę (znam
taki przypadek, kiedy rzeczywiście to podziałało!) – Pan da, Pan da.. (podajemy
dowolną ocenę w zależności od poczucia własnej wartości)
na przezornego – już przed egzaminem
znane są nam odpowiedzi, dlatego w trakcie pisania bez stresu wpisujemy
wszystko machinalnie
na upierdliwego – czyli (dość częsty
przypadek) błagamy kogoś tak długo aż osiągniemy pożądany cel
na zakochanego – czyli zasiadanie obok
osoby bezgranicznie w nas zakochanej, która zapatrzona jak w obraz podaje nam
wszystko bez pytania
na emo – twarz pełna rozpaczy i bólu,
czyli staramy się wziąć kogoś na litość
na trudną sytuację życiową - mile
widziany gips bądź kule, łatwiej o wiarygodność(!)
Zawsze możemy spróbować tej najprostszej, nie wymagającej dużego zaangażowania:
na tabula rasę (pot. na debila) – wchodzimy
na egzamin nie wiedząc nic, licząc na to, że tym razem (na pewno) się uda!
I oczywiście metody z wykorzystaniem nowoczesnej technologii. Akurat w tej dziedzinie znam kilku ekspertów,
którzy swoimi umiejętnościami mogliby wspomóc niejedną akcję kontrwywiadu, a
sam James Bond zawstydziłby się widząc bogactwo ich osobistych gadżetów!
GOOD LUCK!
Karolina
![]() |
http://www.demotywatory.pl/ |
![]() |
http://www.wrzuta.pl/ |
wtorek, 15 stycznia 2013
Spotted - seriously?!
Porozmawiajmy poważnie – o co właściwie chodzi?! „Nie..” –
pomyślałam – „ten wirus chyba się dalej nie rozniesie”. Nie wiedziałam, że aż
tak bardzo się pomyliłam.
Minęło kilka dni (a może i 24 godziny) a już pojawiło się
spotted SGH, spotted schodów na Lipową (???????????), spotted WZ UW,
spotted Plac Zbawiciela, spotted KM … Powstanie jeszcze pewnie o wiele więcej
ciekawych propozycji, bo jak wiadomo polska kreatywność nie zna granic.
Parafrazując post mojej koleżanki na facebooku „nie mam
macbooka/iPhone'a/iPada - nie mogę iść do buwu. Kto mnie teraz poderwie?”. W
BUWie nauka już dawno zeszła na drugi plan. A długie schody, ciągnące się od
panów ochroniarzy aż po stanowiska wypożyczalni, są niczym te hiszpańskie,
gdzie projektanci urządzają swoje pokazy mody. Zerówki? Modne kolorowe kalosze?
Bluzy z oryginalnymi napisami? – masz szansę stać gwiazdą spotted – bo uwaga –
ktoś mógł Cię wypatrzeć!
Co dalej? Czy
czujesz już blask sławy? Przypływ gotówki albo przynajmniej przystojnych
adoratorów? Właśnie niekoniecznie … Spotted BUW stał się miejscem nie tylko
nieśmiałego podrywu, ale też punktem rzeczy znalezionych (zgubione bransoletki
oczywiście znanej firmy), przydatnych informacji dla oszczędnych studentów
(piwo w rewersie jest za 6 zł) czy uwag dotyczących braku umiejętności
poradzenia sobie z katarem (seksowne pociąganie nosem wyszło już dawno z mody).
Idąc do
biblioteki – przede wszystkim przemyśl swój strój. Pamiętaj, że po zdjęciu
płaszcza czy puchowej kurtki nie możesz rozczarować. Szalony kok na środku
głowy? Jak najbardziej! Kolorowe spodnie? Jeszcze bardziej! Jak żołnierz szedł
na wojnę wyposażano go w broń, teraz wystarczy iPad. Ktoś Ci wpadł w oko,
napisz o tym, a skuteczność gwarantowana. Przeszkadza Ci czyjeś zachowania?
Napisz o tym - na pewno się uciszy. Takich absurdów można znaleźć naprawdę
mnóstwo. Ale w związku z tym, że i ja wychowałam się na bajkach Disneya czy
filmie „Pamiętnik” wpisy o poszukiwaniu dziewczyny, która mignęła komuś między
działem nauk politycznych wydają się naprawdę urocze. Może tym razem będziemy
mieli do czynienia z HAPPY ENDEM?
Wracając z tej
krainy szczęśliwości – takie wpisy są doskonałą rozrywką zwłaszcza dla ludzi
nauki, którzy w buwie spędzają połowę swojego życia. Rozdział dłuży się
niemiłosiernie? Zrób sobie przerwę, idź na krótki spacer, rzuć kilka pożądliwych
spojrzeń albo przynajmniej ubierz się jak hipster – masz szansę stać się nową
gwiazdą SPOTTED BUW i nie tylko. Bo teraz miłość można znaleźć nawet w kolejach
mazowieckich czy na Placu Zbawiciela wystarczy po prostu o tym napisać!!
piątek, 11 stycznia 2013
Piątek, tygodnia koniec i początek...
![]() |
Źródło: www.temysli.pl |
Trzeba przyznać, że w tym jednym zdaniu Liroy zawarł
ponadczasową prawdę o sensie życia. Gdyż życie nasze dzieli się na dwie
zasadnicze części: dzień powszedni i weekend. Każda z nich stanowi odrębny
mikrokosmos, rządzący się innymi prawami, wypełniony innymi ludźmi i sprawiający,
że sami siebie nie poznajemy w osobie
tej „dancing queen” wykonującej solówkę „Gangnam Style” na środku parkietu lub
też macho bajerującego co ładniejsze dziewczyny obiecującym tekstem „zatańczymy?
Nie pożałujesz...”
Przemiana z Dr Jekylla w Mr Hyda zaczyna się już w
piątek po południu, zaraz po wyjściu z pracy/ zajęć. Chociaż bądźmy szczerzy...
już od rana gryzie nas największy problem: W CO
SIĘ UBRAĆ?? Dziewczyny rozwiązują go najprzyjemniejszym, choć nie zawsze
skutecznym sposobem: trzeba iść na zakupy!! Jeśli jednak w sklepie nie znajdziemy
nic odpowiedniego ( a jak wiadomo, zawsze „nie ma niczego fajnego”), chwytamy
się opcji nr 2: pożyczamy ciuchy od koleżanki/siostry (nie zawsze za jej wiedzą
i zgodą). Gdy i to zawiedzie, pozostaje ostateczne wyjście: ubrać coś, co „wszyscy
już widzieli” i „miałam to ostatnio”, ale tak naprawdę to tylko w tym wyglądamy
dobrze, bo cała reszta naszej ledwo domykającej się szafy jest w sumie do
niczego. Trzeba przyznać, że faceci ten punkt programu przechodzą mniej boleśnie:
ubierają po prostu to, co jest czyste (choć czasami i to stanowi niemałe
wyzwanie...)
![]() |
Źródło: kwejk.pl |
Gdy już jesteśmy gotowi, wyruszamy na BIFOR. W
dobrym tonie jest „wprowadzić się w nastrój” jeszcze przed dotarciem do miejsca
naszego przeznaczenia, czyli klubu właściwego. Nastrój ten dobrze jest osiągnąć
możliwe niewielkim nakładem środków finansowych, dlatego albo pracujemy nad nim
w mieszkaniu jednego z uczestników spotkania przy pomocy alkoholu z Biedronki,
albo w miejscu, gdzie cena piwa nie przekracza 6 zł: wszelkie przekąski,
zakąski, mety i galarety nadadzą się jak znalazł, gdyż są nie tylko tanie, ale
i trendy. Jednak cechą charakterystyczną bifora jest to, iż bardzo często
przekształca się on w imprezę właściwą, a dla niektórych i w jej koniec... Przecież
zgromadzone przez wszystkich zapasy trzeba opróżnić, z pubu nie chce się
ruszać, bo na dworze zimno a do klubu daleko, poza tym na pewno „jeszcze się
nie rozkręciło...”
To podejście jest z gruntu niewłaściwe: otóż nigdy
nie wejdziemy w dobrym momencie. Opcje są 2: albo naprawdę jeszcze sie nie
rozkręciło (ale zakładamy, że po naszym
biforze dobiliśmy do klubu około północy – jeśli JESZCZE się nie rozkręciło,
pogódźmy się z brutalną prawdą: lepiej już nie będzie) , albo trafiliśmy w samo
oko imprezowego cyklonu, czyli: przed klubem tłum a przed drzwiami nadęty
bramkarz, który wykonuje swoje zadanie z takim oddaniem, że śmiało mógłby
zastąpić Przemysława Tytonia na Euro. Gdy po minimum półgodzinnym oczekiwaniu
uda się nam wejść do środka, wydaje nam się, że trafiliśmy do raju. Obraz, który ukazuje się naszym oczom, bardziej
przypomina jednak „Sąd Ostateczny” Boscha: zbiór wszystkich dziwnych typów
ludzkich, jakie tylko możemy sobie wyobrazić.
![]() |
Źródło: demotywatory.pl |
Żeby nieco wzmocnić nadwątlony oczekiwaniem na wejście nastrój, idziemy
do baru – wiemy, że ze względu na ceny nie będziemy go za często odwiedzać, ale
na początek można zaszaleć. Stoimy więc z drinkiem w ręce i lustrujemy wzrokiem
towarzystwo. Dziewczyny wypatrują księcia z bajki, który białego konia zostawił
przed wejściem, co utrudnia nieco identyfikację, ale nadzieja i cel jest jeden:
znaleźć super faceta nie tylko do potańczenia, ale i do życia. Chociaż wiemy, jak
to jest ze znajomościami zawieranymi na imprezach, zawsze jednak wmawiamy
sobie, że „tym razem będzie inaczej”, czyli tak się akurat złoży, że w naszym
klubie pojawi się wolny i chętny Johnny Depp. Natomiast faceci chcą z reguły po
prostu miło spędzić wieczór (a może i noc)... i tyle. Może to właśnie ta podstawowa różnica oczekiwań
powoduje, że rzadko kiedy obie strony są usatysfakcjonowane, i co najmniej
jedna zastanawia się „o co mu/ jej chodziło? Czy ze mną coś jest nie tak?”
Szczera odpowiedź na to pytanie najczęściej brzmi:
TAK. Jeśli:
1) prosisz ją do tańca słowami „Ale uprzedzam, że
tańczę tylko tak jak na weselach”
2) całą godzinną rozmowę poświęcasz tematowi swojej pracy,
zadając jej tylko 1 pytanie: „to jak sądzisz? Fajny projekt wymyśliłem, nie?”
3) proponując jej drinka, rzucasz żartem: „Kolega
doradził mi idealny sposób na wyrywanie lasek, ponoć zawsze działa - postawić dziewczynie
drinka.”
4) okazuje się, że skończyłeś ten sam kierunek, który
ona właśnie studiuje, więc postanawiasz wyjawić jej jak brutalne jest po nim
życie opowieścią o długotrwałym bezrobociu i braku perspektyw, którego właśnie
doświadczasz
5) po 5 minutach znajomości rzucasz z filuternym
uśmiechem: „Zostawiłem telefon w
samochodzie. Pójdziesz go ze mną poszukać?”
6) zobaczyłeś dziewczynę, która ci się spodobała a
nie wiesz jak zagadać, więc po prostu rzucasz się na nią „na jamochłona”
... z tej mąki chleba nie będzie. Tak naprawdę istnieje
tylko jeden przepis na sukces: być sobą. Ale bez przesady.
![]() |
Źródło: demotywatory.pl |
Mimo średniej podaży, popyt jest jednak duży, więc
często i gęsto nawiązujemy różnego typu imprezowe znajomości. O 98% z nich wolałybyśmy
zapomnieć, o 1% rzeczywiście nie pamiętamy z powodu, hm.. zbyt dobrego
nastroju, ale zawsze zostaje ten 1%
szansy na to, że może akurat, może tym razem... A jak nie, to przecież za
tydzień znowu jest piąteczek:)
![]() |
Źródło: demotywatory.pl |
Daria
wtorek, 8 stycznia 2013
FOMO - czy mamy się czego bać?
![]() |
http://myhumorspot.com/ |
Mija 12:00 a Ty nadal nie dostałeś/dostałaś żadnego sms-a,
wiadomości/powiadomienia na facebooku ani nawet maila? Wszyscy świetnie się
bawią na facebookowych zdjęciach, a Ciebie, mimo udanego weekendu, nie ma ani
na jednym? Czujesz lęk, niepokój, swędzenie rąk i ból głowy? Zastanawiasz się
czy to już koniec?
Jeżeli zauważyłeś/zauważyłaś te objawy u siebie wiedz, że
coś się dzieje. Cierpisz na FOMO, czyli fear of missing out – strach, że coś
przegapisz!
Nawet wyjście do kina rozpoczyna się zdaniem: To co?
Oznaczamy się? Ale, ale! Co piszemy: kinowo-wystrzałowo czy wieczorny wypad?”.
Na sam widok osób robiących sobie w kinie zdjęcie z ręki naprawdę odmawiam
pacierz i modlę się za ich dusze. Film odchodzi na drugi plan, bo przecież
dzięki usłudze 3G można z facebookiem połączyć się niemal wszędzie. A wiadomo?
Może świat się zmienił, koleżanka rozstała z chłopakiem, ktoś utworzył nowe
wydarzenie albo ZAMIEŚCIŁ COŚ NA TWOJEJ TABLICY a Ty JESZCZE o tym nie wiesz(??!!)
ale hola, hola – nie można odpisać od razu. W dobrym takcie jest, aby odczekać
z komentarzem (żeby nie wyszło, że całymi dniami siedzisz w Internecie!)
Kolejna sceneria – impreza - może nie porywa, ale też nie usypia. Jak
najłatwiej ukryć to, że się źle bawisz? Chyba każde dziecko byłoby w stanie
odpowiedzieć na to pytanie: udajesz, że piszesz/czytasz smsa. Ostatnio stało
się to niemal normą. Takie czasy. Kiedyś po prostu wychodziło się z nieudanej
imprezy, teraz trochę nie wypada, bo możesz zostać uznany za sztywniaka.
![]() |
http://funny-pictures-blog.com/ |
Powoli zanikają normalne rozmowy. Po co dyskutować skoro
cały dialog można oprzeć na wymianie emotikonów (niektóre komunikatory naprawdę
są w tym bardzo kreatywne;])
Jednak najgorszą nowością ostatnich miesięcy jest zmiana
jaką zafundował nam facebook. Ktoś WIDZI, że odczytano jego wiadomość. I w tym
momencie do głowy przychodzi nam masa myśli: „ale czemu? Nie… nie miał/a czasu
pewnie… specjalnie to zrobił/a…..ja tak nie robię!!”. Możemy mówić, że nas to
nie obchodzi, nie interesuje i tak naprawdę mamy to gdzieś, ale po co oszukiwać
samego siebie – TO BOLI.
Wydaje mi się, że nawet wykładowcy nie wierzą, że studenci
przynoszący na zajęcia swoje laptopy czy iPady tak naprawdę tylko notują (już
chyba nikt w to nie wierzy). Dopiero na wykładach wzmaga się aktywność
użytkowników (szkoda, że w sieci, a nie na zajęciach ;P) a demotywatory czy
kwejki wprost opanowują facebookowe tablice.
Myślisz co napisać na wallu? Nie martw się, nie jesteś sam.
Ludzie prześcigają się w wymyślaniu co mądrzejszych i bardziej trafnych postów.
Trzeba pokazać, że ma się dystans i zdolność zakończenia swojego wywodu
odpowiednią puentą. A potem? Pozostaje nam już tylko czekać na morze lajków!
Żarty, żartami, ale problem jest coraz poważniejszy! Rada? Chyba
najlepsza – wyłącz komórkę, zrezygnuj z pakietu internetowego i po prostu się
zrelaksuj! Podobno właśnie wtedy gdy człowiek jest wypoczęty, jest najbardziej
kreatywny!!
Justyna
niedziela, 6 stycznia 2013
Artyści wyklęci
![]() |
http://www.m.onet.pl/ |
Ogólnie sukces piosenek disco-polo nie powinien dziwić,
zważając na to w jakich nakładach sprzedawały się płyty ich wykonawców w
przeszłości. Bo niby nikt nie lubi, przecież to obciach i żenada, ale jakimś
cudem wszystko się świetnie sprzedaje! Magia :) Michała Wiśniewskiego tez nikt nie lubił i nie słuchał. Raptem parę milionów
ludzi kupiło płyty, piosenka „Powiedz” stała się niemal nieoficjalnym hymnem Polski
a „Keine Grenzen” prawie wygrało Eurowizję (nie żeby ten konkurs był wyznacznikiem
jakiegoś poziomu muzycznego :P, może kiedyś... )
![]() |
http://www.demotywatory.pl/ |
Ale podobno disco-polo się nie słucha tylko przy disco-polo
się tańczy! I rzeczywiście ciężko się z tym nie zgodzić widząc radość na
twarzach osób wbiegających na parkiet, kiedy z głośników rozbrzmiewają znajome
rytmy. Do tego dochodzi też charakterystyczna choreografia zaczerpnięta prosto
z najlepszych amerykańskich teledysków. Przy tym ruchy Michaela Jacksona czy
jego sławny moonwalk to naprawdę śmieszne podrygiwanie. Prawdziwi królowie
parkietu dopiero tutaj pokazują swoje oblicze :) Chociaż czasami warto jednak zejść im z drogi (jeśli przypadkowo nie chce się
zostać okaleczonym), ale dla samej satysfakcji warto jednak stanąć z boku i
popatrzeć. (jest na co!)
Dlaczego, skoro fenomen disco-polo od tak dawna się
utrzymuje, albo inaczej, co jakiś czas następuje jego reaktywacja tak mało
ludzi przyznaje się do jego słuchania? Trochę dziwne, bo niby czemu ktoś miałby
wstydzić się tego co mu się podoba? Z drugiej strony wykonawcy disco-polo też
gorsi czuć się nie powinni, w końcu każdy ma prawo do słuchania i tworzenia
muzyki takiej, jaka mu w duszy gra :) a później wykorzystania w pełni swoich
15 minut. Life.
Od disco-polo na pewno Polacy nie uciekną, bo to zawsze
było, jest i będzie częścią naszej kultury. Czy to się komuś podoba czy
nie. Sama na walkę z wiatrakami się nie
wybieram :)
Jak to powiedział Andy Warhol „W przyszłości każdy będzie
sławny 15 minut”. Kto by nie skorzystał?
Karolina
Karolina
A tutaj mamy przykłady na to, że obok niektórych zjawisk ciężko przejść obojętnie:
![]() |
http://www.kwejk.pl/ |
![]() |
http://www.kwejk.pl/ |
![]() |
http://www.bebzol.com/ |
Subskrybuj:
Posty (Atom)