![]() |
www.pinterest.com |

Współczesna ekranizacja „Królewny Śnieżki” z 2012 roku z Lilly Collins w roli głównej jest … WSPANIAŁA! Przyznam, nie jestem obiektywna,
bo jak już wcześniej napisałam – KOCHAM BAJKI! Dają mi one wiarę w człowieka i
jego dobre zamiary ;] Ale zacznijmy od krótkiego wprowadzenia. Otóż: nie wiem
czy wiecie, ale Śnieżka, bohaterka jednej z baśni braci Grimm, była NIEMKĄ - ciężko będzie w to uwierzyć – przy tym również PIĘKNĄ. Jak to zwykle bywa,
największym wrogiem urodziwej kobiety jest druga kobieta. Śnieżka w wydaniu
amerykańskim jest odważna, ale nie naiwna. Oglądając film zadałam sobie
właściwie jedno pytanie, gdy w napięciu oczekiwałam na scenę kulminacyjną z
zatrutym owocem: „GDZIE JEST TO CHOLERNE
JABŁKO??”. Motyw z jabłkiem w świetny sposób został zawarty w końcowej scenie
filmu, kiedy to Śnieżka zgodnie z tradycyjną wersją powinna ugryźć owoc, ale nie
robi tego i zwraca się do swojej macochy
(która pod wpływem utraty mocy straciła również swoją urodę) słowami: „WAŻNE,
ŻEBY W PORĘ ZROZUMIEĆ, ŻE SIĘ JUŻ PRZEGRAŁO”.
Bo Śnieżka WALCZY, jest dziewczyną z charyzmą, którą w prowadzeniu walki wręcz wyszkoliły same KRASNOLUDKI! (możliwe tylko w filmach amerykańskich). Królewna nie czeka na ratunek zamknięta w wieży, ale bierze życie we własne ręce. To ONA odczarowuje księcia z uroku, który rzuciła na niego wredna Królowa, TO ONA ratuje krasnoludki przed złymi siłami, TO ONA w końcu WYGRYWA z mściwą macochą. Prawdziwe GIRL POWER! Książę nie jest w filmie idealny, czasem zbyt łatwowierny, pakuje się w kłopoty, z których wyzwala go kobieta! To się nazywa gender.
Bo Śnieżka WALCZY, jest dziewczyną z charyzmą, którą w prowadzeniu walki wręcz wyszkoliły same KRASNOLUDKI! (możliwe tylko w filmach amerykańskich). Królewna nie czeka na ratunek zamknięta w wieży, ale bierze życie we własne ręce. To ONA odczarowuje księcia z uroku, który rzuciła na niego wredna Królowa, TO ONA ratuje krasnoludki przed złymi siłami, TO ONA w końcu WYGRYWA z mściwą macochą. Prawdziwe GIRL POWER! Książę nie jest w filmie idealny, czasem zbyt łatwowierny, pakuje się w kłopoty, z których wyzwala go kobieta! To się nazywa gender.
![]() |
www.polki.pl |
„Winię
Disneya za moje wysokie oczekiwania względem mężczyzn!” i dodałabym do tego jeszcze „ORAZ WYIDEALIZOWANY OBRAZ ŚWIATA”. Chociaż nie.
Jestem idealistką i wierzę w to, że dobro
zawsze zwycięża, a zła karma wraca. ZAWSZE.
KAROLINA: Bajki Disneya w wersji fabularnej?
Czemu nie! Powiem nawet, że bardzo mi się to podoba! Z sentymentem wspominam
czasy, kiedy to bajki uczyły nas pewnych wartości i zasad. Byli i źli, i dobrzy
– jak to w życiu, ale dobro zawsze
zwyciężało. „Kopciuszek” w
najnowszej wersji według Kennetha
Branagha żyje w myśl zasady: „Bądź odważna i dobra”, bo to wpoiła jej matka na łożu śmierci. Czy Ella, a raczej Cinderella miałaby rację bytu w dzisiejszych
czasach? Mogłoby być ciężko.
Teraz trzeba być twardym, gotowym poświęcić innych kosztem własnego dobra, myśleć o sobie bądź o tym, jak wykosić konkurencję i wspiąć się na szczyt po trupach. Bo jak nie my, to inni zajmą nasze miejsce. Na szczęście te chore myśli nie kierowały Kopciuszkiem. Ona spokojnie, w rytm melodii „TIRLIRIRLI”, czekała na rozwój wydarzeń. Polecam szczególnie ostatnią scenę, w której Kopciuszek ma za przeproszeniem totalnie wyje**** na to, że jest zamknięta w wieży, bo macocha – grana przez świetną Cate Blanchett – nie chciała, by spotkała się z księciem, który czekał na dole, bo była ostatnią panną w mieście, na którą pasował ów szklany pantofelek, który otrzymała od ironicznej wróżki – tu doskonała rola Heleny Bonham Carter! Generalnie, im więcej kobiet, tym więcej komplikacji.
Teraz trzeba być twardym, gotowym poświęcić innych kosztem własnego dobra, myśleć o sobie bądź o tym, jak wykosić konkurencję i wspiąć się na szczyt po trupach. Bo jak nie my, to inni zajmą nasze miejsce. Na szczęście te chore myśli nie kierowały Kopciuszkiem. Ona spokojnie, w rytm melodii „TIRLIRIRLI”, czekała na rozwój wydarzeń. Polecam szczególnie ostatnią scenę, w której Kopciuszek ma za przeproszeniem totalnie wyje**** na to, że jest zamknięta w wieży, bo macocha – grana przez świetną Cate Blanchett – nie chciała, by spotkała się z księciem, który czekał na dole, bo była ostatnią panną w mieście, na którą pasował ów szklany pantofelek, który otrzymała od ironicznej wróżki – tu doskonała rola Heleny Bonham Carter! Generalnie, im więcej kobiet, tym więcej komplikacji.
![]() |
Dodaj napis |
DARIA: Macie rację zauważając, że wspólnym
mianownikiem wszystkich nowych wersji starych bajek staje się „girl power”. W
ogóle mam wrażenie, że te bajki – od „Alicji
w Krainie Czarów” Tima Burtona z 2010 roku, przez dwie wersje „Królewny
Śnieżki” (bo oprócz tej opisanej przez Justynę w 2012 roku powstał jeszcze
film „Królewna Śnieżka i łowca” z
Kristen Stewart w roli głównej), aż do tegorocznych „Kopciuszka” czy „Tajemnic
lasu” z Meryl Streep – skierowane są
bardziej do dorosłych niż do dzieci. Wątpię, żeby kilkulatki szły do kina na Johnny’ego Deppa, Anne Hathaway, Chrisa Hemswortha
czy Charlize Theron. Bajki, w
których grają ulubieńcy dorosłej publiczności, również do niej kierują swój
przekaz: są mocno ironiczne, tradycyjna historia serwowana jest z przymrużeniem
oka, a żelazne elementy fabuły pokazywane z zupełnie innej perspektywy. Pytanie
brzmi: czy to znaczy, że dzieci tak szybko dorastają i bez problemu załapią te
aluzje, czy też dorośli dziecinnieją,
i nie chcąc opuszczać magicznej krainy Disneya stają się – notabene – Piotrusiami
Panami (a właśnie – pora na ekranizację tej bajki!).
Wiadomo, że z własnej i nieprzymuszonej
woli na tego typu filmy prędzej pójdą kobiety (faceci są zaciągani przez dzieci
i/lub partnerki). Podejrzewam, że to właśnie z tego powodu bajki zawierają dosyć
feministyczny przekaz, w stylu: to fajnie, że jesteś ładna, ale żeby poradzić
sobie w życiu musisz polegać głównie na sobie, nie uratuje cię żaden książę, więc
sama o siebie walcz pięściami, sprytem i
intelektem.
![]() |
www.heyuguys.com |
Kwintesencją tego podejścia jest
dla mnie zeszłoroczna „Czarownica” z
Angeliną Jolie w roli głównej. Następuje tutaj odczarowanie postaci Diaboliny,
która od 1959 roku (kiedy to narodziła się w animowanej wersji Disneya)
stanowi uosobienie strasznej baby. „Czarownica” mówi nam: halo, ona nie ma zje***nego charakteru, tylko ktoś ją skrzywdził! I
to w dodatku dobry król Stefan, który w oryginale wydaje się być takim mądrym
patriarchą i troskliwym ojcem, niszczonym nie wiadomo czemu przez zawziętą wariatkę.
A tutaj okazuje się, że Stefan w młodości przyjaźnił się z Diaboliną, ale żeby
zdobyć tron i koronę zdradził ją,
odcinając jej zaczarowane skrzydła. Ile kobiet może pomyśleć sobie w tym
momencie o tych wszystkich facetach, którzy w różnych momentach życia w różny
sposób też odcinali im magiczne skrzydła: zabierali
siłę, wiarę w siebie i iskierki w oczach. Diabolina na swoim przykładzie
pokazuje, że z każdej krzywdy można się podźwignąć. Trzeba tylko przestać
skupiać się obsesyjnie na sobie i swoim nieszczęściu, otworzyć się na innych,
dać im się do siebie zbliżyć. O tym według mnie jest ten film. Warto też docenić
zmianę zakończenia – to jest dopiero... solidarność jajników! :)
Czasami pod adresem nowych
adaptacji bajek wysuwa się zarzut, że są zbyt
drastyczne, pełne przemocy. Cóż, jak sięgniemy do oryginałów może się
okazać, że to raczej wersje, które dzisiaj znamy, są mocno ocenzurowane.
Słyszeliście kiedyś o drugiej części „Śpiącej
Królewny”, napisanej w 1697 roku przez Charlesa Perraulta? Otóż Aurora i Filip
zamieszkują z teściową – matką księcia, która okazuje się być potworem ludożercą,
gustującym szczególnie w pieczeni z małych dzieci. Kiedy rodzą się wnuki,
babcia ma więc ochotę je zjeść, ale podstępny kucharz podsuwa jej w zamian
barana i kozę. W akcie zemsty królowa chce wrzucić kucharza i całą rodzinkę (of
course, poza synkiem) do wanny pełnej
żmij, jednak końcowo sama w niej ląduje. To jak, którą wersję wolicie – Anno
Domini 1697 czy 2015? ;)