sobota, 28 marca 2015

Współczesne wersje bajek Disneya #princecharming #selfie?

www.pinterest.com
                           



JUSTYNA: Kto nie kocha bajek? Ja jestem ich wielką fanką! Tam wszystko jest jasne – zawsze dobro wygrywa ze złem, a boski książę zakochuje się w niewinnej, ale pięknej dziewczynie. W bajkach liczy się skromność, dobroć, odwaga i wyznawane wartości (o czym w tych czasach często się zapomina). Ale do rzeczy!



Współczesna ekranizacja „Królewny Śnieżki” z 2012 roku z Lilly Collins w roli głównej jest … WSPANIAŁA! Przyznam, nie jestem obiektywna, bo jak już wcześniej napisałam – KOCHAM BAJKI! Dają mi one wiarę w człowieka i jego dobre zamiary ;] Ale zacznijmy od krótkiego wprowadzenia. Otóż: nie wiem czy wiecie, ale Śnieżka, bohaterka jednej z baśni braci Grimm, była NIEMKĄ - ciężko będzie w to uwierzyć –  przy tym również PIĘKNĄ. Jak to zwykle bywa, największym wrogiem urodziwej kobiety jest druga kobieta. Śnieżka w wydaniu amerykańskim jest odważna, ale nie naiwna. Oglądając film zadałam sobie właściwie jedno pytanie, gdy w napięciu oczekiwałam na scenę kulminacyjną z zatrutym owocem: „GDZIE JEST TO CHOLERNE JABŁKO??”. Motyw z jabłkiem w świetny sposób został zawarty w końcowej scenie filmu, kiedy to Śnieżka zgodnie z tradycyjną wersją powinna ugryźć owoc, ale nie robi tego i  zwraca się do swojej macochy (która pod wpływem utraty mocy straciła również swoją urodę) słowami:  „WAŻNE, ŻEBY W PORĘ ZROZUMIEĆ, ŻE SIĘ JUŻ PRZEGRAŁO”.

Bo Śnieżka WALCZY, jest dziewczyną z charyzmą, którą w prowadzeniu walki wręcz wyszkoliły same KRASNOLUDKI! (możliwe tylko w filmach amerykańskich). Królewna nie czeka na ratunek zamknięta w wieży, ale bierze życie we własne ręce. To ONA odczarowuje księcia z uroku, który rzuciła na niego wredna Królowa, TO ONA ratuje krasnoludki przed złymi siłami, TO ONA w końcu WYGRYWA z mściwą macochą. Prawdziwe GIRL POWER! Książę nie jest w filmie idealny, czasem zbyt łatwowierny, pakuje się w kłopoty, z których wyzwala go kobieta! To się nazywa gender.

www.polki.pl
Mamy do czynienia z prawdziwym natarciem bajek w kinach. Dlaczego? W głębi duszy każda z nas chciałaby pewnego dnia poczuć się jak księżniczka. Współczesne adaptacje bajek nie są animowane, ale dają nam bohaterów z krwi i kości. I w tym tkwi ich ogromna moc. Śnieżka jest współczesną 18-latką, która walczy o siebie, o księcia (tak jak w codziennym życiu, trafia się taki 1 na milion) i o sprawiedliwość. Nie przyjmuje wszystkiego takim, jakie jest. Nie ma Snapchata, Instagrama, pewnie nie wie też, co to selfie. Ma za to zasady i wartości, których nie wyrzeka się nigdy.

„Winię Disneya za moje wysokie oczekiwania względem mężczyzn!”  i dodałabym do tego jeszcze „ORAZ  WYIDEALIZOWANY OBRAZ ŚWIATA”. Chociaż nie. Jestem idealistką i wierzę w to, że dobro zawsze zwycięża, a zła karma wraca. ZAWSZE.




KAROLINA: Bajki Disneya w wersji fabularnej? Czemu nie! Powiem nawet, że bardzo mi się to podoba! Z sentymentem wspominam czasy, kiedy to bajki uczyły nas pewnych wartości i zasad. Byli i źli, i dobrzy – jak to w życiu, ale dobro zawsze zwyciężało. „Kopciuszek” w najnowszej wersji według Kennetha Branagha żyje w myśl zasady: „Bądź odważna i dobra”, bo to wpoiła jej matka na łożu śmierci. Czy Ella, a raczej Cinderella miałaby rację bytu w dzisiejszych czasach? Mogłoby być ciężko.

Teraz trzeba być twardym, gotowym poświęcić innych kosztem własnego dobra, myśleć o sobie bądź o tym, jak wykosić konkurencję i wspiąć się na szczyt po trupach. Bo jak nie my, to inni zajmą nasze miejsce. Na szczęście te chore myśli nie kierowały Kopciuszkiem. Ona spokojnie, w rytm melodii „TIRLIRIRLI”, czekała na rozwój wydarzeń. Polecam szczególnie ostatnią scenę, w której Kopciuszek ma za przeproszeniem totalnie wyje**** na to, że jest zamknięta w wieży, bo macocha – grana przez świetną Cate Blanchett – nie chciała, by spotkała się z księciem, który czekał na dole, bo była ostatnią panną w mieście, na którą pasował ów szklany pantofelek, który otrzymała od ironicznej wróżki – tu doskonała rola Heleny Bonham Carter! Generalnie, im więcej kobiet, tym więcej komplikacji.

Dodaj napis
ALE czego uczy nas „Kopciuszek” XXI wieku? Wszystko przebiega zgodnie z planem braci Grimm.  Nic nie zaskakuje, nic nie odbiega od pierwotnych treści, jest książę, jest zła macocha, szalone i mało rozgarnięte siostry i piękny oraz dobry Kopciuszek, który znosi dzielnie wszystkie pomyje wylewane na nią przez zawistnych ludzi. Jest konsekwentna, trochę naiwna, ale optymistycznie patrzy w przyszłość – wierzy, że wszystko, co dobre jest jeszcze przed nią! I może warto czasami popatrzeć przez różowe okulary „Kopciuszka”, odciąć się od żółci, jadu, chęci zemsty, patrzeć przychylnym okiem na innych i robić swoje. Wybaczać, odsuwać od siebie negatywnych ludzi (którzy sami zatrują się swoim jadem) i iść do przodu. TIRLIRIRLI (Chociaż książę mógłby być przystojniejszy, ale wiadomo – rzecz gustu!)




DARIA: Macie rację zauważając, że wspólnym mianownikiem wszystkich nowych wersji starych bajek staje się „girl power”. W ogóle mam wrażenie, że te bajki – od „Alicji w Krainie Czarów” Tima Burtona z 2010 roku, przez dwie wersje „Królewny Śnieżki” (bo oprócz tej opisanej przez Justynę w 2012 roku powstał jeszcze film „Królewna Śnieżka i łowca” z Kristen Stewart w roli głównej), aż do tegorocznych „Kopciuszka” czy „Tajemnic lasu” z Meryl Streep  – skierowane są bardziej do dorosłych niż do dzieci. Wątpię, żeby kilkulatki szły do kina na Johnny’ego Deppa, Anne Hathaway, Chrisa Hemswortha czy Charlize Theron. Bajki, w których grają ulubieńcy dorosłej publiczności, również do niej kierują swój przekaz: są mocno ironiczne, tradycyjna historia serwowana jest z przymrużeniem oka, a żelazne elementy fabuły pokazywane z zupełnie innej perspektywy. Pytanie brzmi: czy to znaczy, że dzieci tak szybko dorastają i bez problemu załapią te aluzje, czy też dorośli dziecinnieją, i nie chcąc opuszczać magicznej krainy Disneya stają się – notabene – Piotrusiami Panami (a właśnie – pora na ekranizację tej bajki!). 

Wiadomo, że z własnej i nieprzymuszonej woli na tego typu filmy prędzej pójdą kobiety (faceci są zaciągani przez dzieci i/lub partnerki). Podejrzewam, że to właśnie z tego powodu bajki zawierają dosyć feministyczny przekaz, w stylu: to fajnie, że jesteś ładna, ale żeby poradzić sobie w życiu musisz polegać głównie na sobie, nie uratuje cię żaden książę, więc sama o siebie walcz pięściami, sprytem i intelektem.

www.heyuguys.com
Kwintesencją tego podejścia jest dla mnie zeszłoroczna „Czarownica” z Angeliną Jolie w roli głównej. Następuje tutaj odczarowanie postaci Diaboliny, która od 1959 roku (kiedy to narodziła się w animowanej wersji Disneya) stanowi uosobienie strasznej baby. „Czarownica” mówi nam: halo, ona nie ma zje***nego charakteru, tylko ktoś ją skrzywdził! I to w dodatku dobry król Stefan, który w oryginale wydaje się być takim mądrym patriarchą i troskliwym ojcem, niszczonym nie wiadomo czemu przez zawziętą wariatkę. A tutaj okazuje się, że Stefan w młodości przyjaźnił się z Diaboliną, ale żeby zdobyć tron i koronę zdradził ją, odcinając jej zaczarowane skrzydła. Ile kobiet może pomyśleć sobie w tym momencie o tych wszystkich facetach, którzy w różnych momentach życia w różny sposób też odcinali im magiczne skrzydła: zabierali siłę, wiarę w siebie i iskierki w oczach. Diabolina na swoim przykładzie pokazuje, że z każdej krzywdy można się podźwignąć. Trzeba tylko przestać skupiać się obsesyjnie na sobie i swoim nieszczęściu, otworzyć się na innych, dać im się do siebie zbliżyć. O tym według mnie jest ten film. Warto też docenić zmianę zakończenia – to jest dopiero... solidarność jajników! :)

Czasami pod adresem nowych adaptacji bajek wysuwa się zarzut, że są zbyt drastyczne, pełne przemocy. Cóż, jak sięgniemy do oryginałów może się okazać, że to raczej wersje, które dzisiaj znamy, są mocno ocenzurowane. Słyszeliście kiedyś o drugiej części „Śpiącej Królewny”, napisanej w 1697 roku przez Charlesa Perraulta? Otóż Aurora i Filip zamieszkują z teściową – matką księcia, która okazuje się być potworem ludożercą, gustującym szczególnie w pieczeni z małych dzieci. Kiedy rodzą się wnuki, babcia ma więc ochotę je zjeść, ale podstępny kucharz podsuwa jej w zamian barana i kozę. W akcie zemsty królowa chce wrzucić kucharza i całą rodzinkę (of course, poza synkiem) do wanny pełnej żmij, jednak końcowo sama w niej ląduje. To jak, którą wersję wolicie – Anno Domini 1697 czy 2015? ;)



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz